Nasz wóz jechał z portowej osady do jednego z większych miast, kiedy na nas napadli. Krzyczeli jak bestie. Napastnicy mieli malunki na twarzach, dzikie i pozbawione sensu, brutalną broń poszczerbioną i niezadbaną, cuchnęli potem i brudem.
Tal-vashoth warczeli podczas walki. Jeden z robotników został ugryziony. Strażnicy cięli ostrzami, zmuszając napastników do ucieczki, a resztę wykończyli strzałami. Ruszyliśmy ich tropem do lasu i znaleźliśmy obóz: były tam kobiety – skulone chowały się, jak nie powinna żadna kobieta – brudne dzieci, chude i niedożywione, i zwłoki. Nigdy nie zapomnę zwłok.
Było też więcej tal-vashoth i strażnicy ich zabili. Gdy rozbrajali ostatniego tal-vashoth, jeden ze strażników zapytał, dlaczego żyje tak, jak żyje, dlaczego tak się zachowuje. Tal-vashoth spojrzał mu w oczy i powiedział: „Wyrzekam się qun”. Po czym rzucił się na ostrze strażnika.
Sama kwestionowałam qun. Sądzę, że wielu z nas to robiło, choć nie przyznajemy się do tego przed sobą. Ale kiedy zobaczyłam szał w oczach wojownika tal-vashoth – kiedy zobaczyłam okropną dzikość, którą qun potrafi okiełznać – wiedziałam, gdzie należę. Nie jestem doskonałą qunari, ale znam swoje miejsce i cel. Jestem zadowolona.
- — Fragment wywiadu z robotnikiem qunari w Kirkwall