Dragon Age Wiki
Advertisement

17. Pociechy

Wzięliśmy jednego nowego. Nazywa się Marchand i zaoferował trzy korony orlezjańskie za podróż do Celestine. Założę się o oba kolana, że zobaczył łuki i uznał, że zapewnimy mu ochronę. Nie pomyślał tylko, że sami moglibyśmy go złupić. Klnę się, na Stwórcę, nim dotarliśmy do Lydes, naprawdę chciałem to zrobić. Mały gnojek wciąż przechwalał się, że będzie nauczycielem synalka jakiegoś jaśniepana. Jedyne słowa, jakie wydobywały się z jego jadaczki to „Jaśniepan Jedwabne-Gacie to” i „Jaśniepan Jedwabne-Gacie tamto”.

Pokazał nam mały obrazek Jaśniepana Jedwabne-Gacie i jego jaśnie małżonki. Jaśniepana od razu zachciało mi się walnąć w twarz, ale zadek jaśnie małżonki sam bym chętnie ponauczał.

A potem, w Dalii trafiliśmy na jedną z tych długonosych świń z nogami jak pniaki. Przekracza sobie trakt, ciągnąc swój głupi brzuch po ziemi, jak to one. Błogosławiony Stwórca i w ogóle, ale musiał on być mocno zajęty swoimi złotymi kielichami w dniu, w którym stworzył te cudaki.

Tak czy siak odwracam się do Lockeya i mówię mu: „Hej, to jeden z tych snuflerów”.

Marchand zaczyna chichotać. My z Lockleyem patrzymy na niego.

„Snufler!”, mówi zupełnie tak, jakby właśnie przyłapał mnie bez gaci ze swoją matulą. „Non – tu dois dire ‘snoufleur’”. Bo samo „snufler” to za mało wymyślnie dla Orlesia. Więc mówię tak, jak chce: snoooooł-fleeeer. Nie mogę zachować powagi. Marchand czerwienieje jak dziewica, której podwiało kieckę. A tymczasem stary, dobry Lockey ustrzelił zwierzaka, który węszył sobie na środku drogi.

„Teraz to trup i mówimy mu trup”, odparł. I to by było na tyle.

— Fragment dziennika łowieckiego Kerra z Zachodniego Wzgórza
Advertisement